"To nie jest kawałek żeby się podobać"

sobota, 15 stycznia 2011

Za co nienawidzę kobiet

Jakiś czas temu oglądałem film "The Notebook" z 2004 roku. Postać grana przez Rachel McAdams, a zwłaszcza scena, w której jej filmowy kochanek (w tej roli Ryan Gosling) pyta się jej, czego tak naprawdę chce (http://www.youtube.com/watch?v=fJnIuBl3RL0 od 1:18; na jego kilkukrotne "what do you want?", odpowiada... "I gotta go") skłoniła mnie do tego, aby przyjrzeć się bliżej konstrukcji, jaką jest kobieta i wyciągnąć na światło dzienne elementy, które funkcjonują w niej źle bądź też w ogóle nie działają, a przy okazji doprowadzają mnie do szewskiej pasji.

Kobiet nienawidzę przede wszystkim za hipokryzję. Kiedyś widziałem bardzo fajnego demota, idealnie pasującego do tego, co mam na myśli. Mówił on o tym, iż kopalnia węgla kamiennego zatrudni feministki i zwolenniczki pełnego równouprawnienia (http://demotywatory.pl/2420161/Kopalnia-wegla-kamiennego). Taka jest prawda: większość kobiet dostrzega różnice w płci tylko wtedy, gdy trzeba zmienić koło  w samochodzie, wyrzucić śmieci, przepuścić w drzwiach, pomóc z ciężką walizką.

Innym przykładem na kobiecą hipokryzję jest ciąża i tak ogromne wyolbrzymianie tego, co powinno  być powodem do radości, a staje się przykrą koniecznością. Ile to już razy słyszałem, że "nie wiem, jak to jest". Wiem za to, jak to jest znosić na własnej skórze babskie humory. Chcesz pomóc, powiesz coś - źle! Nie chcesz się mieszać - jeszcze gorzej, bo się nie interesujesz! To nic, że kobieta otrzymuje urlop macierzyński, a wiek emerytalny w porównaniu z męskim jest niższy o dziesięć lat. To nic, że średnia długość życia kobiet jest dłuższa od mężczyzn. W końcu to nic, że kobiety - w naszej kulturze rzecz jasna - cieszą się szeroko pojętym szacunkiem. Najważniejsze jest powtarzanie zachodnich, feministycznych haseł i łączyć je z komunistycznym "Kobiety na traktory".

Skoro płci pięknej tak strasznie przeszkadza brak równouprawnienia, to dlaczego w kwestii światopoglądowej są aż tak do szpiku kości konserwatywne? W odpowiedzi na to pytanie często z kobiecym ust słyszę, że jak facet prześpi się z kilkoma laskami, to już jest macho, a gdy kobieta chodzi do łóżka z kim chce, nazywa się ją dziwką. Uważam, że żyjąc w XXI wieku mamy prawo do tego, żeby robić to, na co ma się ochotę i nikomu nic do tego.

Modelowym wręcz przykładem na kobiecą hipokryzję jest przykład podany przeze mnie na samym wstępie. Płeć piękna tak naprawdę sama nie wie, czego chce. Zupełnie co innego mówi, co innego robi, a do tego wszystkiego jeszcze co innego myśli.

Jeżeli mam utrzymywać klimat łóżkowy, to tak naprawdę mężczyźni są w swojej prostocie i "myśleniu o jednym" bardzo uczciwi. Nie mam prawa wypowiadać się za wszystkich panów, ale ja osobiście nigdy nie poszedłbym do łóżka z dziewczyną, która mi się nie podoba. Poza tym celem wszystkich organizmów żywych jest rozmnażanie. Konia z rzędu temu, kto pokaże mi gatunek, w którym samce są wierne. W ostatnim czasie miałem dwukrotnie nieprzyjemność znaleźć się w sytuacji, kiedy jednego dnia z dziewczyną układa się świetnie: rozmawiamy ze sobą, bawimy się w klubie, całujemy się, przytulamy, obejmujemy i rozchodzimy się z uśmiechem na twarzach, a na drugi dzień ona zachowuje się, jakby nic się nie stało. Pół biedy, gdyby była pijana i nie pamiętała, co robiła albo zwyczajnie tego nie kontrolowała. Zupełnie inaczej jednak rzecz się ma w przypadku, gdy na drugi dzień laska mówi, żebym zapomniał o tym, co zaszło, bo to tak naprawdę nic nie znaczyło. Skoro kobiety zachowują się w podany przeze mnie sposób, trudno się dziwić panom, że skrzętnie wykorzystują nadarzające się im sytuacje i te momenty "słabości" (nie mam innego pomysłu na ich nazwanie) - dosłownie - konsumują.

Oprócz kobiecej hipokryzji śmieszy mnie również babska głupota. Utrzymując klimat opisany powyżej, chciałem przywrócić podany przeze mnie, w jednym z poprzednich wpisów,  przykład mojej koleżanki, która bardzo skąpo ubiera się do klubów i tańczy w sposób, delikatnie mówiąc, uwodzicielski i kuszący. Dobrze, że bidulka trochę zmądrzała, ale swego czasu miała ogromne pretensje do całego świata za to, że mężczyźni postrzegają ją jako obiekt seksualny. Otóż, drogie Panie! Zachowanie mężczyzn nie jest aż tak z goła, jak uważacie, złe. To po prostu reakcja na Wasze postawy.

Kolejnym przykładem babskiej głupoty są słynne już słowa "bo tak", "bo nie" i "nie wiem/nie znam się/nie mam zdania", które tak naprawdę nic nie znaczą, nic nie wnoszą, a potrafiłyby świętego wyprowadzić z równowagi.

Nie od dziś wiadomo, że prostytutka to najstarszy zawód świata, ale to, jakich rozmiarów przybiera kobiecy brak szacunku do samej siebie, mnie osobiście przeraża. Mówiąc o tym, że w XXI w. nikt nikomu nie zagląda do łóżka, nie miałem na myśli rozszerzającej się mody na małoletnie galerianki czy plastykowe, kuso ubrane małolatki, zniszczone od dopalaczy, których głów nie widać w samochodzie, nie wspominając już o "samodzielnych" studentkach, które na swoje mieszkanie, kosmetyki, ciuszki i przyjemności zarabiają nierządem.

Na samym szczycie kobiecej głupoty są w mojej hierarchii złe życiowe wybory. Mam tu na myśli przede wszystkim partnerów. Będąc jeszcze w liceum strasznie wkurzali mnie starsi kolesie, którzy podbierali najlepsze laski w moim wieku, bo wtedy (teraz chyba też tak jest) dziewczyny leciały na starszych chłopaków. Szpan, kasa, prawo jazdy, samochód (ojca) - te przynęty jeszcze pięć lat temu działały niezawodnie. Ile jednak musiałem się nasłuchać od swoich rówieśniczek, jakim sukinsynem okazał się ten "książę z bajki". Do pewnego momentu wydawało mi się, że nic w życiu mnie nie zdziwi, jednak odkąd poszerzyłem swoje grono o znacznie starsze koleżanki, moim oczom ukazał się świat trzydziestokilkuletnich matek, których mężowie tyrają po 12 godzin dziennie, a one - znudzone szarością dnia codziennego - szukają rozrywek, zabawy, bo w końcu nie są jeszcze takie stare. Zarówno nastolatki jak i nieco starsze kobiety kierują się moim zdaniem chęcią poczucia silniejszych emocji, gdyż czegoś im zwyczajnie w życiu brakuje. I tak - kierując się sercem, a nie rozumem - dochodzi do autentycznych sytuacji, w których jedna moja koleżanka (młodsza) została zgwałcona przez dobrze zapowiadającego się chłopca, natomiast druga moja znajoma (starsza) jest w trakcie sprawy rozwodowej i walki o dziecko, bo uległa chwili i poznała kogoś młodszego, podnoszącego jej adrenalinę i ubarwiającego jej życie w domowych pieleszach. Mąż jednak nie był tak wyrozumiały i trudno mu się dziwić, bo podczas gdy on tyrał, żeby zarobić na nią i na dziecko, ona puszczała się na łóżku kupionym za jego pieniądze. Obie te sytuacje nierozerwalnie wiążą się z tym, co napisałem na samym początku. Kobiety tak naprawdę same nie wiedzą, czego chcą. Nie wiedzą, na czym im w życiu zależy. Nie potrafią odróżnić dobra od zła i często przez to (czytaj: swoją głupotę i złe życiowe wybory) strasznie cierpią.

Oprócz kobiecej hipokryzji i głupoty ostatnią cechą, której nie mogę znieść w babskim charakterze jest fałsz, kłamstwo, obłuda i tajemnice. Dziewczynie nie można powiedzieć tego, co naprawdę się uważa o jej wyglądzie czy też tego, co się o niej sądzi, bo skończy się to awanturą. Nie wiem, z czego wynika to zaniżone poczucie własnej wartości u kobiet, ale wiem, do czego to prowadzi. Ileż to mam głupiutkich koleżanek, które się odchudzają. Bidulki głodzą się, liczą kalorie, ale próżno szukać ich na siłowni, na rowerze czy też na basenie. 

Naprawdę szczerze nie znoszę kobiet za ich tajemnice, kłamstwa i intrygi knute rzekomo dla czyjegoś dobra. Widzę jednak w tym pewną analogię. Kobiety żyjąc w swoim matrixie i wypatrując księcia z bajki na białym koniu, po pierwsze oszukują innych ludzi dla dobra swoich bliskich, a  po drugie same nie chcą przyjmować prawdy na swój temat. Cały ten matrix jest zbudowany właśnie na fałszu i obłudzie chyba tylko po to, żeby nie poznać świata takim, jak on naprawdę jest, czyli brutalnym i bezwzględnym. Życie w kłamstwie jest na pewno bezpieczniejsze, bo dzięki temu możemy widzieć świat w taki sposób, w jaki sami chcemy.