"To nie jest kawałek żeby się podobać"

czwartek, 30 grudnia 2010

Dlaczego kłamstwo jest lepsze od prawdy?

Od kiedy zacząłem pisać bloga, trochę śmieję się z samego siebie, ponieważ w dzieciństwie miałem predyspozycje do tego, żeby zostać bajkopisarzem, a w najgorszym wypadku aktorem. Pomimo tego, że rodzice wpajali mi po setki razy, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa, to w wymyślaniu przeróżnych historyjek byłem niekwestionowanym mistrzem. Dotyczyło to nie tylko szkoły, wagarów, lewych usprawiedliwień, ale również przechwałek, nieprawdziwych historyjek i naginania prawdy. A okłamywani byli wszyscy: przede wszystkim rodzice i najbliższa rodzina, ale również nauczyciele, koledzy i koleżanki ze szkoły, jak również kumple i bliżsi znajomi. Najlepszy byłem w udawaniu bólu brzucha. Pomimo tego, że czułem się wyśmienicie, potrafiłem tak znakomicie zagrać grymasem na twarzy wszelkie dolegliwości, że szkolna pielęgniarka przynajmniej raz w miesiącu - paradoksalnie w dzień sprawdzianu, na który nic nie umiałem - wysyłała mnie do domu. Wielu mogłoby zapytać, czy dobrze się z tym czułem, czy nie miałem z powodu moich kłamstw wyrzutów sumienia? Szczerze (do bólu) mówiąc nie, bo przecież - kierując się naczelną zasadą machiavellizmu, że cel uświęca środki - osiągałem wszystko, na czym mi wtedy zależało. Nie pisałem sprawdzianów w pierwszym terminie, dostawałem pytania od kolegów, miałem więcej czasu na nauczenie się, a potem zaliczałem śpiewająco, mając przy tym czyste konto, jeżeli chodzi o nieobecności. Lewe zwolnienia łykali nauczyciele jeden po drugim, a z rodzicami miałem święty spokój, bo mama będąc na wywiadówce i patrząc w dziennik  nie widziała żadnej nieusprawiedliwionej godziny. 

Tak było kiedyś i myślałem, że nie ma na świecie drugiego takiego bajeranta jak ja, jednak teraz, kiedy jestem odrobinę starszy, widzę, że wcale nie byłem taki wyjątkowy, za jakiego się uważałem. Na świecie są miliardy kłamców, oszustów i hipokrytów z tą tylko różnicą, że nie zachowują się w tak bezczelny i perfidny sposób jak ja, gdy jeszcze chodziłem do szkoły, tylko swoje niegodziwe cechy charakteru skrywają pod górnolotnymi i dobrze pojętymi intencjami.

Dla dalszych rozważań ważne jest podkreślenie faktu, iż to, o czym pisałem na początku zmieniło się niemal o 180 stopni. Będąc studentem zupełnie przeorientowałem swój system wartości. Zdecydowanie bardziej ważne jest dla mnie to, jakim jestem człowiekiem niż to, kim jestem, jaką mam pozycję, za jakiego ludzie mnie uważają. Na zmianę mojego światopoglądu olbrzymi wpływ miało ponowne poznanie Boga, albo poznanie go w ogóle po raz pierwszy. Nie wiem, nie chciałbym się w to bardziej zagłębiać, gdyż jest to temat na inny wpis. Najważniejsze, że zmieniłem swój punkt widzenia i uważam, iż prawda jest lepsza od kłamstwa, a pomimo to w świecie dominuje zupełnie inne przekonanie, bardzo podobne do tego mojego z lat szkolnych.

Ale do rzeczy. Strasznie zafascynowany popularnością serialu dr House, zacząłem go systematycznie oglądać i analizować głównego bohatera, którego gra brytyjski aktor Hugh Laurie. Jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że telewizja kłamie, ale tylko dlatego, że ludzie sami chcą być oszukiwani i zwyczajnie dają się oszukiwać i wcale nie jest im z tego powodu źle. Z pewnością poświęcę temu problemowi jeden z następnych wpisów, ale dziś chcę zwrócić uwagę na serialowego House'a i to, dlaczego widzowie tak bardzo go polubili. Uważam, że to nie z tego powodu, iż jest diagnostycznym geniuszem, tylko ze względu na jego cechy charakteru. Z filmami i serialami jest tak, że ludzie oglądają je po to, żeby oderwać się od rzeczywistości, zanurzyć się w inny, lepszy świat. Stąd taka popularność chociażby "M jak miłość", gdzie pani proteza Corega i Pyzdra z "Janosika" żyją jak przykładne małżeństwo w sielance idyllicznie przedstawionej, jak z obrazka, polskiej wsi. Zero problemów z rentami, emeryturami, gospodarstwem. Wszystko jak w bajce. Wracając do House'a. Pomimo tego, iż serial dotyczy zupełnie czegoś innego, to schemat oddziaływania na ludzką psychikę jest taki sam. Widzowie uwielbiają tytułowego bohatera, bo nie spotykają kogoś takiego, nie tylko lekarza, na co dzień. I tak naprawdę jego aroganckie zachowanie oraz szczerość do bólu bawią ludzi. Myślę jednak, że gdyby w rzeczywistości spotkali kogoś, kto zachowałby się tak samo jak House, tylko że w stosunku do nich samych, to nie byłoby im już tak do śmiechu i tę pierwotnie dobrze pojmowaną szczerość do bólu odbieraliby bardziej jako chamstwo i brak dobrego wychowania. W serialu pojawił się taki wątek, kiedy dyrektorka szpitala, nota bene zakochana w Housie, związała się z innym facetem. Tytułowy bohater robił wszystko, żeby ten związek rozwalić. Niby mało szlachetnie i złośliwości, które wymieniali sobie z chłopakiem jego szefowej bardziej bawiły widza niż skłaniały do głębszej refleksji, iż doktorek robił to ze szlachetnych pobudek. Swoje złośliwe zachowanie tłumaczył troską o tę kobietę. Uważał, iż jeśli ich związek rozpadnie się przez jedną czy drugą pierdołę spowodowaną przez niego, to lepiej dla niej, gdyż prędzej czy później i tak by do tego doszło, a rozstanie po dłuższym czasie sieje olbrzymie spustoszenie w psychice każdej kobiety.

Tyle serial. Jako że na blogu podaję przykłady z własnego życia, tak samo będzie i tym razem. Na podstawie jednego problemu i dwóch ścieżek rozwiązań, postaram się odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule tego wpisu.
Od pewnego czasu panuje moda na badziewne kalosze oraz jeszcze bardziej żałosne okulary a la "BrzydUla". O ile do pewnych dziewcząt taki styl pasuje, o tyle wiele z nich kieruje się trendami i nawet nie zauważa, jak bardzo szpeci swój wygląd. Tak wyglądającą dziewczynę z plecakiem widziałem w zeszłym tygodniu w tramwaju. Na oko miała może z 17 lat. Myślę, że chodziła do pobliskiego liceum, bo obok niej stało kilka jej rówieśniczek, również - jak mniemam - bywalczyń sklepów z ciuchami w galeriach handlowych. Jako że tłok w wagoniku był duży, a ona stała przy kasowniku, poprosiłem ją o skasowanie biletu. Dialog wyglądał dokładnie tak:

- Przepraszam bardzo, czy mogłaby mi Pani skasować bilet?
- (już po skasowaniu) Proszę.
- Dziękuję. Czy mówił Pani ktoś, że ładnie Pani wygląda w tych okularach?
- (z pewnością siebie) Tak, kilka osób.
- No to trochę Panią okłamali.

Z szelmowskim uśmiechem odszedłem dalej, słysząc kilka osób nabijających się z tej dziewczyny, bynajmniej były to jej koleżanki.

Inna sytuacja. Sklep z ciuchami. Facet po wielogodzinnym maratonie w centrum handlowym ma już dość zakupów i doradzania swojej dziewczynie w wyborze sukienki, butów czy czegoś w tym rodzaju. Abstrahując już od roli sprzedawcy, który będzie chciał jej wcisnąć to, co najdroższe, to kto jest bardziej szczerym i rzeczywiście pomocnym doradcą w takiej sytuacji: jej chłopak, który najchętniej poszedłby już do domu czy ktoś, kto powie wprost, że w tym i w tym wygląda żenująco? Może to nie do końca miłe i nie to chciałaby usłyszeć, ale przynajmniej powiedziane szczerze, w trosce o dobry wygląd tej osoby.

Myślę, że tak samo jest w każdej innej dziedzinie życia. Znane przysłowie mówi, że dobrymi chęciami jest wybrukowana droga do piekła. Tak więc śmiało możemy kłamać dla dobra drugiej osoby. Oszukujmy przyjaciółkę, żeby pomóc jej chłopakowi w uknuciu planu zaręczyn. Ubierajmy swojego faceta/dziewczynę tak, żeby wyglądał/a, jak sami tego chcemy, pomimo tego, że wygląda niczym cyrkowa małpka. Nie mówmy przyjacielowi o tym, że jego dziewczyna go zdradza, bo przecież tworzą taką wspaniałą parę. Mówmy swojemu chłopakowi/dziewczynie, że śpimy u koleżanki/kolegi, a tak naprawdę śpijmy u kochanka/kochanki. To są przykłady z życia wzięte, tak więc, drogi Czytelniku sam odpowiedz sobie na pytanie, dlaczego kłamstwo jest lepsze od prawdy. A jeżeli nie jest, to dlaczego ludzie wiecznie kłamią, skoro - podobno - kłamstwo ma krótkie nogi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz