"To nie jest kawałek żeby się podobać"

niedziela, 7 listopada 2010

Dwa pytania

Do dodania tego wpisu natchnął mnie wyrób muzycznopodobny (bo nie można tego nazwać muzyką) pt. "Rozmowa", której fragment miała w opisie na gadu gadu osoba bardzo bliska mojemu sercu (swoją drogą to bardzo ciekawy sposób na wyrażanie tego, co chce się powiedzieć, ale to temat na inny wpis). Pozwolę sobie zacytować jej fragment:

"Dzisiaj znów przychodzę, chociaż wiem, że masz mnie dosyć
Grzechów było wiele, dobrze wiem - nie jestem święty
Jestem jedynie człowiekiem, cały czas popełniam błędy
Wielu odpuściło i dało sobie spokój
Ja proszę o drugą szansę, bądź na każdym kroku"


Pojawia się pytanie, ile razy można dawać komuś kolejną szansę. Spotkałem się z dwiema postawami. Jedna z nich, której zupełnie nie akceptuję, mówi, że jeżeli naprawdę szczęście drugiej osoby jest dla nas takie ważne, to pozwolimy jej być szczęśliwym z kimś innym, lepszym od nas.
Zdecydowanie bardziej przemawia do mnie podejście, że jeśli już coś między dwojgiem ludzi się popsuło i facet pozwolił odejść dziewczynie, to jak najszybciej musi ponownie ją "złapać", o ile naprawdę mu na niej zależy. Jako, że jestem melomanem, to takim motywatorem w tej drugiej sytuacji jest piosenka Phila Collinsa "Can't stop loving you".

Kiedyś byłem zdania, że nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki. Bardzo wiele się zmieniło kilka tygodni temu. Przestałem się spotykać (nie mogę powiedzieć zerwałem, bo nie byliśmy razem) z dziewczyną, która zainspirowała mnie zacytowanym wyżej utworem, ale przemyślałem swoje pewne zachowania, przez które wyszło tak a nie inaczej i potrafiłem przyznać się do błędu. 
Wydaje mi się, że po tym wszystkim nie wchodzę drugi raz do tej samej rzeki, bo jestem mądrzejszy o pewne doświadczenia.

Kolejną piosenką, która może być swego rodzaju wytyczną jest kolejny utwór Phila Collinsa "You can't hurry love". I podobnie jak zadałem retoryczne pytanie, ile można dawać tych "drugich" szans, tak samo mógłbym zapytać, jak długo można czekać. 
Otóż odpowiedź jest - o dziwo - bardzo prosta. Drugą, trzecią i każdą kolejną szansę należy i warto dawać, ale tylko i wyłącznie wówczas, gdy OBOJE chcecie zmienić coś na lepsze. Tak samo jest z czekaniem. Jeżeli gra jest warta świeczki, to można się za dziewczyną uganiać do przysłowiowej "usranej śmierci", ale jedynie w sytuacji, kiedy ona też wykazuje jakąś inicjatywę.

I tak na zakończenie - nie ma co się sugerować tak bardzo tymi utworami, które wymieniłem w tym wpisie, bo przecież Budka Suflera śpiewa "ile prawdy jest w piosence, gdy się śpiewać chce".

1 komentarz:

  1. Zacznę może od tego, że "Rozmowa" podziałała na mnie do tego stopnia, że siedzę osłupiała, analizuję każdą linijkę i ogarnia mnie coś niebezpiecznie bliskiego potrzebie płaczu. Zaznaczam przy tym, że z zasady jestem twarda i nie da się mnie zakwalifikować do kategorii "rozmazanych bab". A teraz..? Trudno stwierdzić co się ze mną dzieje.
    Ale nie o tym miało być.
    Druga szansa samoczynnie kojarzy mi się z wielkim ryzykiem. Bo skoro raz coś nie zadziałało, posypało się, to skąd pewność, że nie stanie się tak znowu? Sporo zależy od tego, dlaczego dany związek się rozpadł. Bo jeśli powodem była ewidentna zdrada (nie rozgraniczajmy czy fizyczna czy psychiczna- obie bolą), to odbudowanie zaufania jest cholernie trudne, często niemożliwe. Ze mną jest tak, że czasami chcę wejść drugi (piąty, dwunasty) raz do tej samej rzeki, ale zwyczajnie brakuje mi odwagi.
    Trochę zbyt osobiście się zrobiło w tym komentarzu, a w założeniu miało być konkretnie i rzeczowo...

    OdpowiedzUsuń