"To nie jest kawałek żeby się podobać"

piątek, 12 listopada 2010

O przyjaźni, miłości i zaufaniu w biblijno - matematycznym sosie

Dziś chciałem przedstawić mój punkt widzenia na kwestię trzech bardzo ważnych w naszym życiu emocji, które w dużym stopniu łączą się ze sobą. Chodzi mi o przyjaźń, miłość i zaufanie. A zacznę od tego ostatniego.

Mówi się, że zaufanie jest podstawą związku dwojga ludzi, jego gwarantem, swego rodzaju fundamentem, czymś stałym, pewnym i nierozerwalnym.
Dla mnie natomiast zaufanie bardziej wiąże się z ryzykiem, niepewnością, ale za to z bardzo silną wiarą. Dla dalszych rozważań zacytuję jeden z moich ulubionych biblijnych fragmentów, który może okazać się bardzo pomocny do zrozumienia tego, co chcę przekazać:

"Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy." (Hbr 11, 1)

Myślę, że bardzo podobnie jest w związkach. Nie mamy stuprocentowej pewności, że partner czy partnerka nas nie zdradza, nie okłamuje, nie ma przed nami tajemnic, ale bardzo mocno wierzymy w to, co chcemy żeby było.

W matematyce mówi się, że każdy kwadrat jest prostokątem, ale nie każdy prostokąt jest kwadratem. Podobnie w uczuciach: każda PRAWDZIWA miłość jest przyjaźnią, ale nie każda przyjaźń jest miłością.
Ilu ludzi, tyle definicji miłości, jednak dla mnie najprościej i najbardziej rzeczowo rzecz ujmując miłość to takie uczucie, kiedy dobro drugiej osoby jest dla mnie ważniejsze od mojego własnego dobra.
A przyjaźń? To dokładnie to samo, co miłość, tylko bez tego ładunku emocjonalnego, chociażby pożądania.

Wyobraźmy sobie teraz miłość bez przyjaźni. Mówię rzecz jasna o PRAWDZIWEJ miłości, a nie o zauroczeniu czy zakochaniu. Paradoksalnie uważam, iż można o niej mówić dopiero z perspektywy czasu, a nie wtedy, kiedy (wydaje nam się, że) ona trwa. Jestem zdania, że kiedy dwoje ludzi po zerwaniu ze sobą obrzuca się błotem i nie mogą nawet na siebie patrzeć to nie tylko znaczy, że ładunek emocjonalny jest w nich nadal bardzo silny, ale również - jak "śpiewa" Karramba - to nie była miłość jak "Przeminęło z wiatrem". Oczywiście, prezentuję tylko mój subiektywny punkt widzenia. Żeby nie być gołosłownym przytoczę przykład mojego związku z Kariną, cud dziewczyna - mogłoby się wydawać - wysoka blondynka, wysportowana, młoda, spontaniczna, wiecznie uśmiechnięta i bardzo emocjonalna, romantyczna. Jednak już pierwsze wątpliwości co do tego uczucia zaczęły się pojawiać, kiedy jeszcze nie byliśmy ze sobą, tylko zwyczajnie się spotykaliśmy. Powiedziała, że nie może ze mną być, bo nie czuje do mnie nic więcej poza sympatią i przyjaźnią. Sytuacja zmieniła się jakiś czas później, kiedy się spotkaliśmy i stwierdziła, że chciałaby jednak spróbować, że przemyślała sobie tę sprawę i doszła do wniosku, że mogłaby stracić coś ważnego. I "byliśmy" ze sobą względnie szczęśliwi, o ile to możliwe w sytuacji, gdy mieszka się 200 km od siebie. Grunt, że wykorzystywaliśmy w stu procentach każdą chwilę spędzoną razem. Karina zerwała ze mną, bo powiedziała, że była we mnie zakochana, zauroczona, ale nie potrafiła mnie tak naprawdę głęboko pokochać, jednak powiedziała też jedną bardzo ważną rzecz - że nadal będziemy przecież przyjaciółmi, że tyle mieliśmy wspólnych tematów, że ta odległość między nami powodowała, iż godzinami wisieliśmy na telefonie czy siedzieliśmy na gg, także mieliśmy o czym ze sobą rozmawiać. Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej brutalna, bo nie jesteśmy już ze sobą przeszło 1,5 roku a rozmawialiśmy ze sobą może ze trzy razy.

Mam nadzieję, że przykład mojego związku z Kariną pozwoli zrozumieć mój punkt widzenia na temat tego, że w sytuacji zauroczeń czy zakochań nie ma przyjaźni. Ta występuje moim zdaniem w dwóch przypadkach: albo w prawdziwej miłości, gdzie po zerwaniu nadal potrafimy ze sobą rozmawiać albo w kwestii kompletnie niezwiązanej z porywami serca, np. przyjaźń dwóch kobiet czy dwóch mężczyzn. Nie wierzę bowiem w przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną. Jedynym wyjątkiem może być przyjaźń już po zakończeniu związku albo w sytuacji, gdy jedno drugiemu się nie podoba.

Na zakończenie chciałem poruszyć jeszcze jedną sprawę. O ile związek z Kariną nie zakończył się happy endem, o tyle wnikliwy czytelnik zauważy cechę, którą bardzo sobie cenię w ludziach, a mianowicie szczerość. Nie ma nic gorszego niż dziewczyna bądź facet okłamujący drugą osobę, rzekomo dla jej dobra. Podobnie rzecz ma się z ludźmi zwyczajnie bojącymi się wejść w związek, bojącymi się zaufać, bojącymi się zranienia bądź też bojącymi się własnych uczuć czy też zaangażowania drugiej strony. Takie osoby nie potrafią powiedzieć wprost, że "z tego pieca nie będzie chleba" i mamy do czynienia z sytuacją, w której nigdy więcej w życiu nie chciałbym się znaleźć. Nie ma nic gorszego niż powiedzieć dziewczynie to, co się do niej czuje i w odpowiedzi "usłyszeć"... milczenie.

Dlatego o ile na początku moich rozważań pisałem, iż zaufanie wiąże się bardziej z naiwną wiarą (dla naukowców nic co nie jest namacalne jest naiwne) niż z solidnym fundamentem, o tyle jestem zdania, że tym, na czym należy budować związek jest szczerość, nawet taka do bólu.

A jeżeli dla kogoś moja definicja miłości okazała się niewystarczająca, to znów posłużę się fragmentem z Biblii:

"Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje"

(1 Kor 13, 4 - 8)

2 komentarze:

  1. Co do szczerości- rzeczywiście, jest najważniejsza. Tylko że w praktyce jest tak, że to osoba całkowicie szczera więcej traci... Bo nie bawi się w żadne pseudośmieszne gierki, tylko potrafi odkryć swoje uczucia. I zdarza się, że druga strona perfidnie to wykorzystuje. To nie znaczy, że nie należy być szczerym... Po prostu czasem lepiej jest nie mówić wszystkiego od razu.

    A jeśli chodzi o ludzi "zwyczajnie bojących się wejść w związek, bojących się zaufać, bojących się zranienia bądź też bojących się własnych uczuć czy też zaangażowania drugiej strony", to ja nie tłumaczyłabym takiego zachowania brakiem szczerości. Po prostu bywa tak, że zwyczajnie brakuje słów, by wyrazić chaos, jaki ma się w głowie. A nie wszystko jest tylko albo białe, albo czarne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że należy mówić wszystko, od razu, otwarcie, tylko i wyłącznie szczerze! Osoba szczera nigdy nic nie traci, bo mówi to, co czuje i nie wstyd jej jest spojrzeć we własne odbicie w lustrze.

    Nigdy nie brakuje słów, żeby wyrazić to, co się czuje. Ja to tłumaczę bardziej lękiem - strachem przykrywamy często prawdziwe pragnienia, no bo pomyśl: jeśli się przed kimś nie otworzymy, to nikt nas nie zrani.

    OdpowiedzUsuń