"To nie jest kawałek żeby się podobać"

sobota, 6 listopada 2010

Nie ma nic gorszego niż jedynaczki, serio. Jeżeli nieświadomie obraziłem właśnie jakąś, to od razu usprawiedliwiam się, że nie chodzi o brak rodzeństwa, tylko o pewien sposób zachowania, więc jeśli te, które poczuły się obrażone, niech odetchną z ulgą, a te, które mimo wszystko nadal będą na mnie wściekłe, może przemyślą swoje zachowanie i dostrzegą w nim błąd.

W jedynaczkach najbardziej wkurza mnie to, że mają "jaśniepańską" dupę, co oznacza tyle tylko, że mają zbyt wybujałe poczucie własnej wartości. I tak jak przez całe życie wszyscy - począwszy od rodziców, dziadków oraz wujków - biegali wokół nich, tak uważają one, że tak samo będzie z facetami. Żeby nie popadać w hipokryzję od razu podaję przykład dziewczyny, z którą się spotykałem przez dłuższy czas. Miała na imię Anna i chyba traktowała wszystkich facetów tak jak mnie i jakież było jej zdziwienie, kiedy zrywając z nią powiedziałem, że na smyczy to może sobie prowadzić psa a nie mnie.

Inną rzeczą, której nie mogę zrozumieć w jedynaczkach jest dążenie do celu po trupach a także wybujały egoizm (w sumie można go podpiąć pod "jaśniepańską" dupę) i nieliczenie się z innymi. Doskonale o Annie śpiewa Beata Kozidrak w piosence "O Tobie", której słowa pozwoliłem sobie zacytować.

Może wszystko już wiesz
Może wszystko już masz
Jesteś pewny [w tym przypadku powinno być "pewna"], że to szczęście
Nie masz czasu na sen
Nie masz czasu na seks
Wciąż od życia chcąc więcej
Zachłanna jest ta gwiazda,
Dla której gubisz radość chwil
Liczy się wciąż niepewność,
Którą przynoszą dni


Ktoś mógłby teraz powiedzieć, że ten wpis to lament faceta, któremu nie wyszło z dziewczyną. Nie, to nie tak. Ja jestem człowiekiem, który przyjmuje wszystko na klatę i raczej staram się nie rozpamiętywać, bo to nie ma zwyczajnie sensu. Bardziej interesuje mnie sposób myślenia takich osób. Co innego, gdy oboje jesteśmy ze sobą szczerzy i mówimy sobie, że nic z tego nie będzie, ale zupełnie inaczej sytuacja wygląda, kiedy taka Anna patrzy Ci w oczy i mówi, że jesteś ważny dla niej, a w rzeczywistości jesteś na miejscu piątym bądź dziesiątym, bo przed Tobą jest jeszcze tysiąc innych spraw.
Jeszcze raz wyraźnie nadmienię, że nie chodzi mi o publiczne wskazywanie winnych, tylko o zrozumienie toku myślenia. Nie mam nic przeciwko przeambitnym osobom, bo przecież nie ma nic złego w tym, że "wciąż od życia chcemy więcej". W ten sposób kształtujemy swój charakter i osiągamy wyznaczone sobie cele, ale nie ma nic gorszego niż udowadnianie komuś czegokolwiek, bo wtedy właśnie "gubi się radość chwil" i można "przy okazji" kogoś zranić. No chyba, że dla Anny prawdziwym szczęściem jest zaspokajanie WŁASNYCH potrzeb i ambicji - tego nie wiem, bo już ze sobą nie rozmawiamy.
Ja natomiast jestem zdania, że im więcej posiadamy, tym więcej mamy zmartwień. Prosty przykład: jeździmy sobie autobusami, kupujemy sobie bilet i nie ma problemu. Natomiast w sytuacji, w której chcemy być bardziej wygodni, kupujemy sobie samochód i jedziemy po pierwsze szybciej, po drugie wygodniej a po trzecie tam, gdzie sami chcemy a nie wg rozkładu. Wszystko fajnie, tylko że za wygodę trzeba płacić. I tak jak kupno i skasowanie biletu to wszystko co nas obchodzi, tak tankowanie, robienie przeglądów, ubezpieczanie i regularne naprawienie (jeszcze nie było takiego samochodu, w którym części by się nie zużywały) kosztuje znacznie więcej nie tylko pieniędzy, ale i nerwów.
I takim motoryzacyjnym akcentem kończę ten wpis mając nadzieję, że Anna go przeczyta i zastanowi się, czy postawa mieć jest rzeczywiście ważniejsza od postawy być, zwłaszcza w stosunku do drugiego człowieka. I - żeby nie było - nie chodzi tu o mnie, bo ten rozdział już w swoim życiu zamknąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz