"To nie jest kawałek żeby się podobać"

środa, 10 listopada 2010

Klubowicze

Mieszkam w Łodzi dopiero czwarty rok, jednak tym, na co zwróciłem uwagę i czemu chciałbym poświęcić ten wpis są kluby muzyczne, których nie ma w Łasku i panujący w nich porządek nie jest dla mnie tak oczywisty, jak dla stałych bywalców. Być może jednak moje spostrzeżenia okażą się zbieżne z poglądami osób mieszkających w dużym mieście.

Atmosferę w klubie tworzą dwie rzeczy: muzyka oraz ludzie. Obie są niezmiernie ważne i nie mogą istnieć bez siebie, bo wyobraźmy sobie doskonałą muzykę dobiegającą z głośników na pustej sali albo rozbawiony tłum torturowany wyrobami muzycznopodobnymi.
Jako że na temat gustów się nie dyskutuje, skupię się wyłącznie na klubowiczach. Oczywiście moje zdanie może być rozbieżne z poglądami innych, ale - jak to bywa - punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Na podstawie moich czteroletnich obserwacji łódzkich klubów wyróżniam kilka grup.

Pierwszą z nich są podrywacze. O ile cel mają jeden - wyjść z imprezy z osobą, która pozwoli im dać upust żądzy, o tyle jest ona bardzo zróżnicowana. Należą do niej zarówno bogaci panowie ubrani w drogie garnitury, eleganckie koszule i sączący drinki za cenę, za którą przeciętny student jest w stanie przetrwać 2 dni, jak również lokalni przystojniacy - odpicowani, odważni i bardzo bezpośredni. Cechą wspólną jednych i drugich jest to, że przykuwają uwagę nie tyle swoim zachowaniem, co wyglądem. Hołdują zasadzie, że jeśli chcesz zostać zauważonym, to musisz mieć na sobie coś, co Cię wyróżnia spośród tłumu. I dlatego mamy do czynienia z niewolnikami mody, paradującymi niczym wierne kopie pewnego znanego stylisty (czytaj: Tomasz PaJacyków) w różowych koszulkach, koszmarnych kaszkietach, spodniach włożonych do butów, a wszystko to przewiązują sobie jakimiś dziwnymi chustami. I Ci nieszczęśnicy są zachwyceni tym, że przyciągają spojrzenia. Szkoda tylko, że niesłusznie doszukują się w nich podziwu zamiast pogardy. Nie żebym się czepiał wyglądu, bo żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo nosić to, na co ma ochotę. Ciekaw jestem jednak, ilu z tych facetów naprawdę dobrze czuje się w tych ciuchach i nosi to, na co ma ochotę, a nie to, co jest podyktowane kolorowymi ilustracjami w magazynie o modzie.
Tyle tytułem wyglądu. Jeżeli chodzi o sposób zachowania podrywaczy, to żeby nie być gołosłownym, przytoczę autentyczny przykład moich dwóch kolegów. Zawsze na imprezy chodzą razem, gdyż niczym w Top Gunie - każdy strzelec musi mieć swojego skrzydłowego. Sposób podrywu Andrzeja jest bardzo prosty: podchodzi do dziewczyny i mówi coś w rodzaju "Za pół godziny wychodzę z klubu, idziesz ze mną do akademika? Gwarantuję, że będzie to najlepsza noc w Twoim życiu". Tyleż bezczelne co proste. W zdecydowanej większości spotyka się z odmową, ale zdarzają się również dziewczyny, które przystają na jego propozycje. Dla Andrzeja nie liczy się konkretna dziewczyna, tylko konkretna czynność.
Jego "skrzydłowy", Szymon ma przeważnie za zadanie pozbycie się przeszkód. Oznacza to tyle, że jeżeli w klubie bawią się dwie dziewczyny, to Szymek odciąga tę, która tańczy obok "wybranki" Andrzeja. Jeżeli chodzi o sposób działania to panowie są jak ogień i woda, bowiem Szymek jest człowiekiem, który wybiera sobie jedną jedyną dziewczynę i nie spocznie dopóki jej nie poderwie, toteż obserwuje przez długi czas swoją "ofiarę", poznaje sposoby jej zachowania, aż wreszcie zastawia sidła i rybka połyka haczyk. Metoda jest zdecydowanie bardziej czasochłonna, ale satysfakcja jaką daje jest - podobno - niezapomniana.

Drugą grupą, o której chciałem wspomnieć są ludzie ubrani przeważnie w luźne, sportowe ubrania, które nie krępują ruchów. Z twarzy są podobni do kryminalistów, a do klubów przychodzą szukać zaczepki, a to czy dostaną po gębie czy to oni będą tymi, którzy biją to już im wszystko jedno, grunt aby rozładować emocje i skumulowaną energię. Moi znajomi, których nazywam odlotowym duetem (również razem chodzą na imprezy) - Kuba i Wacław wyznają prostą zasadę "Dzisiaj ty kopiesz, jutro ty jesteś kopany" i tak szczerzą się na tyle szeroko, że nie wiem, co bardziej przykuwa moją uwagę - ich błyszczące jak kolano głowy czy powybijane "jedynki".

Kolejną grupą klubowiczów, którą zaobserwowałem chodząc na imprezy, są tzw. nieśmiertelni. To ludzie, którzy przyjmują niesłychanie duże ilości alkoholu (dla przeciętnego człowieka wręcz śmiertelne - stąd nazwa). Na swojej drodze pokonują wiele przeszkód: ochroniarzy i wścibskich szatniarzy, bo przecież wyjęcie dokumentów czy pilnowanie numerka do szatni to w tym stanie zadania wymagające naprawdę nadludzkich zdolności. Na deser, kiedy już znajdą się na parkiecie, muszą zmagać się z niewdzięcznymi dziewczynami, które - nie widzieć czemu - nie chcą być dla nich (dosłownie) oparciem i nie tolerują ich (jeszcze bardziej dosłownie) naturalnego zapachu.

Moją ulubioną grupą klubowiczów są "ochraniacze" (w przypadku facetów) czy przyzwoitki (jeżeli chodzi o panie), bowiem dostarczają mi kupę dobrej zabawy. W założeniu mają dbać o bezpieczeństwo swoich świetnie bawiących się znajomych, jednak w praktyce chyba aż za bardzo biorą sobie do serca rady Marcina Gortata ("Tylko słabi gracze biorą dopalacze") i stają się "zamulaczami". Kiedy podchodzisz do znajomej takiego ochraniacza i zaczynacie ze sobą tańczysz, rozpoczyna się dialog, który w większości sytuacji wygląda tak samo:

- Zostaw moją koleżankę.
- Twoja koleżanka świetnie się ze mną bawi. Ty nie tańczysz, więc spierdalaj.
- (milczenie...po chwili - już do koleżanki) idziemy stąd.

Oczywiście do "ochraniaczy" nie zaliczam partnerów.

O ile dwie ostatnie grupy przedstawiłem nieco z humorem, o tyle ostatnia, o której chcę wspomnieć nie daje mi powodów do śmiechu. Są to dziewczyny ubrane bardzo skąpo i nie mniej wyzywająco. Nierzadko są pod wpływem średnio legalnych w naszym kraju środków odurzających. Prowokują - świadomie bądź też nie - swoim zachowaniem, wyglądem i/lub tańcem, co jest powodem często nieprzyjemnych konsekwencji.
I tutaj pojawiają się dwa podziały wewnątrz tej grupy. Pierwszy prezentuje moja koleżanka Kinga, która robi to kompletnie nieświadomie i ma olbrzymie pretensje do facetów, że postrzegają ją tylko i wyłącznie jako obiekt seksualny. Drugi natomiast jest niejako szablonem mojej koleżanki Agnieszki, zwolenniczki solarium, nienaturalnego koloru włosów i różowych bluzeczek, która świadomie prowokuje facetów, ponieważ czuje się jak ryba w wodzie, kiedy jest w centrum zainteresowania płci brzydkiej.

Oczywiście podane przeze mnie przykłady są bardzo przejaskrawione, ale celowo wybrałem perełki, żeby podzielić się moim punktem widzenia. Naturalnie, że zdecydowana większość osób, które przychodzą do klubu chce się po prostu dobrze bawić i potańczyć przy dobrej muzyce. Pytanie tylko, czy znamy kogoś, kto zachowuje się tak, jak podani przeze mnie klubowicze. A może sami czasami popadamy w skrajności i jesteśmy takimi nieśmiertelnymi albo ochraniaczami?

3 komentarze:

  1. Najbardziej zaciekawiła mnie grupa "ochraniaczy", której postępowania po prostu nie rozumiem. W standardowej sytuacji koleżanka opiekuje się koleżanką i odgania frajerów.
    Zaraz nasuwają mi się pytania związane z tym „układem”. Jak to naprawdę funkcjonuje?
    Jedna z dziewczyn bawi się świetnie a druga, w związku z tym, że ma gorszy humor jest jej sumieniem, czy od razu ustalamy – Ty mnie pilnujesz a ja się dzisiaj bawię ti dabu dibu daj? W ogóle dlaczego dziewczyn trzeba pilnować? Czy związane jest to z taktyką skrzydłowych stosowaną przez drugą stronę? Takie podwojenie krycia ;] A może przyczyną jest kobiecy niedobór asertywności, gdzie dopiero zawiść i zazdrość koleżanki jest w stanie nią zrekompensować?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ad. pierwszej grupy: jest popyt, jest podaż. Laski lecą na "słodziaków" w różowych koszulkach i bokserkach "prowokująco" wystających ze spodni. Totalnie nie rozumiem dlaczego, ale lecą. Co gorsza, z moich obserwacji wynika, że niektórym kolesiom rzeczywiście odpowiada taki styl, że lubią (!) tak wyglądać.
    Ad. "ochraniaczy": widzę pewne analogie do siebie ;) W teorii uważam to za głupie i niezrozumiałe, a mimo to w praktyce mi się zdarza. Dlaczego? Może Maciek ma rację z tym niedoborem asertywności..?
    Ad. grupy ostatniej: ściśle łączy się z pierwszą. Trochę to śmieszne, trochę żałosne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Niektórzy faceci lubią tak (!) wyglądać, bo wiedzą, że to przyciąga uwagę kobiet i to wystarczy, a nawet jest głównym motywatorem.

    Czasami jest tak, że dobro drugiej osoby jest dla nas ważniejsze i możemy mieć nawet świetny humor, jednak dla niej właśnie poświęcamy własną dobrą zabawę i dbamy o jej bezpieczeństwo.

    Zgadzam się z Maćkiem, że pojawienie się ochraniaczy może być reakcją na występowanie skrzydłowych.

    Jest jeszcze jedna grupa klubowiczów, która rzuca się w oczy, a o której zapomniałem. Mam na myśli tzw maseraków - ludzi, którzy pomimo małej ilości miejsca w klubie przyjmują takie pozy, jakby byli sami na parkiecie, nie zwracając uwagi na innych bawiących się.

    OdpowiedzUsuń